Dziś podzielę się z Wami moimi dzisiejszymi przemyśleniami, które wywołała bardzo interesująca rozmowa w podcast’ie „OGARNIAM SIĘ” na temat perfekcjonizmu. Dla zainteresowanych poniżej zamieszczam linka do audycji: https://podcasts.apple.com/pl/podcast/ogarniam-si%C4%99/id1601271732?i=1000628872570
Opowiem teraz o pułapce w która sam wpadłem związana z tematem powyższej rozmowy. Niedawno zapisałem się na zawody we wspinaczce dla niepełnosprawnych. I bardzo dobrze, świetna inicjatywa, kolejna szansa na rehabilitacje, ale… ale wkręciłem sobie że muszę je wygrać, No bo przecież co to dla mnie jeśli chce startować w paraolimpiadzie. Co w tym złego? Wszystko! Weźmy sobie fikcyjna postać - Anie. Ania na zaledwie 16 lat jednak wspina się na „światowym” poziomie. Ania marzy o tym aby zdobyć mistrzostwo świata, stawia to sobie jako cel życia. Po 2 latach ciężkich treningów i wielu sukcesów w innych zawodach zdobywa je. W wieku 18 lat zdobywa upragniony tytuł, nie ma pomysłu na to co dalej robić w życiu i popada w alkoholizm, wspinanie ją już nie bawi, wiec porzuca je. Jaki morał płynie z tej historii? Liczy się proces, droga na szczyt a nie sam szczyt. Pamietam jaki byłem pare lat temu. Jeździłem ba zawody we wspinaczce do Katowic, Warszawy czy też do Gdańska na drugi koniec polski. Cześć osób dziwiła się po co to robię, przecież nie wygrałem żadnych zawodów, a bądźmy szczerzy, predyspozycji na zwycięstwo nie miałem. Odpowiadałem wtedy że traktuje je jako trening. Trening w nowym miejscu, świetnie przygotowany i tyle. Tylko tyle i aż tyle. Za cenę paru „monet” i mojego czasu, mogłem się wspinać, odkrywać nowe miejsca, zdobywać nowe doświadczenia które sprawią że będę lepiej się wspinał i dobrze spędzał czas. Coś w tym jest bo ze wszystkich zawodów na jakich byłem najlepsze wspomnienia mam z zawodów w Gdańsku i @bloco nasters” z Warszawy. Myśl na dziś i na całe życie to - „skupmy się na procesie, w niego składajmy zasoby, a reszta - sukcesy itd. nie są istotne, będą to będą nie będą to nie będą. „. I tą oto myślą rozpoczynam kolejny dzień pracy nad procesem, kolejny dzień dobrej zabawy.
Opowiem teraz o pułapce w która sam wpadłem związana z tematem powyższej rozmowy. Niedawno zapisałem się na zawody we wspinaczce dla niepełnosprawnych. I bardzo dobrze, świetna inicjatywa, kolejna szansa na rehabilitacje, ale… ale wkręciłem sobie że muszę je wygrać, No bo przecież co to dla mnie jeśli chce startować w paraolimpiadzie. Co w tym złego? Wszystko! Weźmy sobie fikcyjna postać - Anie. Ania na zaledwie 16 lat jednak wspina się na „światowym” poziomie. Ania marzy o tym aby zdobyć mistrzostwo świata, stawia to sobie jako cel życia. Po 2 latach ciężkich treningów i wielu sukcesów w innych zawodach zdobywa je. W wieku 18 lat zdobywa upragniony tytuł, nie ma pomysłu na to co dalej robić w życiu i popada w alkoholizm, wspinanie ją już nie bawi, wiec porzuca je. Jaki morał płynie z tej historii? Liczy się proces, droga na szczyt a nie sam szczyt. Pamietam jaki byłem pare lat temu. Jeździłem ba zawody we wspinaczce do Katowic, Warszawy czy też do Gdańska na drugi koniec polski. Cześć osób dziwiła się po co to robię, przecież nie wygrałem żadnych zawodów, a bądźmy szczerzy, predyspozycji na zwycięstwo nie miałem. Odpowiadałem wtedy że traktuje je jako trening. Trening w nowym miejscu, świetnie przygotowany i tyle. Tylko tyle i aż tyle. Za cenę paru „monet” i mojego czasu, mogłem się wspinać, odkrywać nowe miejsca, zdobywać nowe doświadczenia które sprawią że będę lepiej się wspinał i dobrze spędzał czas. Coś w tym jest bo ze wszystkich zawodów na jakich byłem najlepsze wspomnienia mam z zawodów w Gdańsku i @bloco nasters” z Warszawy. Myśl na dziś i na całe życie to - „skupmy się na procesie, w niego składajmy zasoby, a reszta - sukcesy itd. nie są istotne, będą to będą nie będą to nie będą. „. I tą oto myślą rozpoczynam kolejny dzień pracy nad procesem, kolejny dzień dobrej zabawy.